Wtorkowy wieczór, choć po całym dniu pracy i natłoku zadań do zrobienia jestem święcie przekonana, że to już co najmniej czwartkowy. Kręcę się w kuchni, przygotowuję kolację. Już odkąd weszłam do domu słyszę od moich dzieci:
- „Mamo, gdzie jest moja lalka?”
- „Mamo, a co dziś będzie na kolację?”
- „Mamo, z czego ta następna klasówka?”
- „Mamo, pójdziemy w weekend do kina?
- „Mamo, nalejesz mi soku?”…
Brzmi znajomo?
W pewnym momencie pękłam i wydarłam się na cały dom: „Mamo! Mamo! Mamo! Już mam dosyć! Przez najbliższe dwie godziny nie chcę już słyszeć żadnego MAMO!”.
Zapadła wymowna cisza. Z jednej strony ja w lekkim szoku, a z drugiej jakby o 5 kg lżejsza…
Po dłuższej chwili moja pięcioletnia wtedy córka mówi do mnie: „Doroto, czy mogłabyś mi nalać soku?”
No i rozwaliła system. Nie wiedziałam już, czy mam się śmiać czy płakać.
Jaki z tego wyciągam morał o życiu?
A no taki, że czasem trzeba pozwolić sobie wybuchnąć, choć to nie mile widziane i przecież tak się nie powinno. Każdy ma swoje granice wytrzymałości. Nie da się być perfekcyjną mamą, siostrą, koleżanką czy pracownicą i to zawsze i wszędzie. Czasem mamy po prostu słabszy dzień, łatwiej nas „rozwalić”, sprowokować i ta piekąca łezka nie bez powodu po policzku spłynie. Takie życie.
Nie biczujmy się za to za mocno.
A co na to otoczenie?
Ta historyjka pokazuje, jak inni są w stanie dostosować się do sytuacji, do naszego słabszego mementu. Poradzą sobie, coś wymyślą, świat się nie zawali.
Prawda Doroto, Anno, Katarzyno…? 😉
Daj sobie prawo do tego, aby od czasu do czasu:
- Nie być perfekcyjną mamą, żoną, siostrą, dyrektorką.
- Nie mieć na koniec dnia odhaczonej całej listy „to do”.
- Nie chować w sobie prawdziwych emocji, ale je po prostu pokazać.
- Nie myśleć za dużo „a co inni na to?”
- Nie mieć wyrzutów sumienia, że masz gorszy dzień i spadek formy.
I sprawdź sobie, jak Ci z tym będzie? Zawali się świat czy jednak może nie?